środa, 28 listopada 2007
I
Poniedziałek, 31 sierpnia, 2:47,
Manhattan, Nowy Jork
Obraca w palcach kryształową szklankę, ostatnie, co mu pozostało z rodowego dziedzictwa. Rozwiązana muszka smętnie przylega do bieli koszuli, poły fraka załamują się na karmazynie rekamiery. Podpiera głowę dłonią, wbija wzrok w pistolet leżący na stole.
Nokturn leniwie sączy się z głośników, łączy się w powietrzu z papierosowym dymem, snującym się cienką smugą z popielniczki.
Kojarzy się z paryskimi knajpami nad Sekwaną, z zadymionymi klubami Nowego Orleanu, ma w sobie dźwięki wieczności.
Łyka prochy, popija burbonem.
Ciemne oczy beznamiętnie wpatrują się w pistolet. Są puste, martwe.
Powoli wypija resztę whiskey, przez dłuższą chwilę przygląda się szklance. Lekko rozchyla palce.
Szklanka leci wolno, jak film puszczony klatka po klatce, niemal wieczność. Kryształ rozpryskuje się na tysiące szklanych okruchów, lśniących jak diamenty.
Pochyla się nad stołem, jego palce zaciskają się na chłodnej rękojeści pistoletu. Chropowata okładzina mile drażni dłoń. Uśmiecha się melancholijnie, a zarazem pogodnie. Jest już całkowicie spokojny.
Bo ten chłód, chłód gwintowanej lufy i metaliczny smak w ustach, przyprawia o dreszcze.
Bo tak smakuje wybawienie.
El-P - Please Stay (Yesterday)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz